środa, 3 listopada 2010

hold me in your arms tonite.

W życiu nie przeżyłam czegoś takiego. Dopiero co weszłam do domu, jestem świeżo po koncercie Jeremiego Jay'a i..... wciąż brak mi słów. Supportem był polski zespół, Muzyka Końca Lata, ale nawet echo po nich nie pozostało, choć grali nawet nieźle (czy raczej fajni są na scenie). Wszedł Jeremy (który dotąd beztrosko tkwił przy barze popijając Lecha i paląc polskie papierosy) i wszystko znikło. Zerwałam się z kanapy i poszłam pod scenę, dołączając tym samym do znajomych, których spotkałam tam przypadkiem. Gitara, biały sweterek spod którego wystawała marynarska koszulka i ten niesamowicie ujmujący uśmiech beztroskiego chłopca. Cały Jeremy. Zagrał i stare, dobre kawałki, w tym moje ukochane Heavenly Creatures i Beautiful Rebel, coś z tegorocznej, bardzo dobrej skądinąd płyty (Splash), m.in. moją ulubioną Just Dial My Number, przy której uroczo podrygiwał, jak zresztą przy większości tego, co grał. Zaserwował nam również kawałki z nowej płyty, która wychodzi niebawem, a także niejeden żart. Atmosfera była CUDOWNA. Widać było, że szczerze się cieszy na ten koncert i na publikę naprawdę wiernych fanów, którzy się zgromadzili w praskiej Hydrozagadce. Nie chcieliśmy pozwolić mu zejść ze sceny, ale jednak koncert się skończył. Zaś to, co było potem, przesżło moje najśmielsze oczekiwania.
Jeremy Jay DJem! Słyszałam, że ma nim się stać z last.fm, ale jakoś nie dowiedziałam. A jednak! Czmychnął do laptopa i zaczął serwować nam swoje ulubione kawałki. Nie obyło się zarówno bez Davida Bowiego, The Smiths i nawet Yeasayer. Ale nie muzykę, którą puszczał, zapamiętałam najbardziej, a jego samego. Jego uroczy uśmiech, beztroskę i tą dziecięcą radość z tego, że ze mną tańczy. O tak, żartowałam i tańczyłam z Jeremym i to było coś pięknego. Nigdy tego nie zapomnę. I teraz tylko czekam, kiedy do nas wróci ze swoim nowym albumem, który zapowiada się cudownie. Bo przecież Jeremy lubi i śpiewać i tańczyć :) A przy tym jest tak cudownie autentyczny, że tylko chce się goprzytulić albo wziąć za ręce i zacząć tańczyć w rytm wspólnej, ulubionej muzyki,



Najlepszy koncert mojego życia.

1 komentarz:

  1. NIESAMOWICIE CI ZAZDROSZCZĘ TAŃCZENIA Z JAYEM ZA RĄCZKI:D

    OdpowiedzUsuń