czwartek, 10 lutego 2011

"GranatowyPrawieCzarny to stan ducha, niepewna przyszłość, kolor. Kolor którego czasem nie rozpoznajemy, który zmienia się w zależności od światła, kąta patrzenia i nastawienia. Kolor, który przypomina, że czasem się mylimy, a rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają."

Przypomniał mi się ten cytat zupełnym przypadkiem. Odzwierciedla idealny hiszpański film o właśnie takim tytule - GranatowyPrawieCzarny, który jest jednym z moich absolutnie loved films, na zawsze. Pamiętam, jak go pierwszy raz oglądałam. Urzekł mnie już początkową sceną, gdy główny bohater buntuje się przeciwko własnemu losowi i bunt ten okazuje się kompletnym fiaskiem. Kiedy teraz sobie przypomniałam ten obraz zaczęło mnie zastanawiać, czy naprawdę jesteśmy w stanie coś ze sobą zrobić, cokolwiek w życiu zmienić. Jasne, odpowie większość. Jak możesz myśleć inaczej. I ja właściwie nie myślę inaczej, ale nie myślę też tak samo. Zmieniamy to, co możemy, nie to, co wydaje nam się, że chcieliśmy zmienić. To ładnie opakowana ułuda, żebyśmy nie zaczęli myśleć w kategoriach "bezwolni". W końcu mamy swoją wolność, prawda? A wraz z nią pomyłki. Jesteśmy granatowiprawieczarni i zawsze tacy będziemy, podczas gdy świat nieustannie, z wrodzoną sobie nonszalancją będzie się obok nas zmieniał. On może decydować, my możemy po prostu żyć swoim życiem.

Peter Broderick - Something Has Changed  (idealnie oddaje mój obecny nastrój)


I plakacik filmu:


wtorek, 8 lutego 2011

don't say we go too fast to nowhere.





Zawsze lubiłam wesołe miasteczka. I jestem jednym z tym szczęśliwych dzieci, które w czasie swojego dzieciństwie było w jakimś chociaż raz. Niestety zostało mi z tej przygody jedno jedyne wspomnienie, kiedy siedząc wygodnie na krzesełku Diabelskiego Młyna unosiłam się coraz wyżej i wyżej, wyszczerzając radośnie szczerbatą buzię. Wciąż pamiętam tę niesamowitą ekscytacją, kiedy wydawało mi się, że lecę gdzieś daleko, jestem tak daleko od ziemi i jest to tak niesamowite, a potem ten ucisk w żołądku, gdy wracało się na ziemię.
Chciałabym to znów kiedyś poczuć. Pomarzyć, że znowu latam.





Chyba muszę coś przedsięwziąć w ramach mojego nawrotu fascynacji wesołymi miasteczkami. Pewnie obróci się ona w prozę, jest to dobry motyw do żonglowania nim. Są cukierkowe karuzele, ale też bywają i takie atrakcje, które zapierają dech w piersiach. A co by się stało, gdyby zaparły go raz na zawsze?



a na pożegnanie:

We wake with our forms all tangled up
Frozen in silence, no sound save breathing
I can feel your skin on my skin
How did it get so cold in here?

I need to crawl inside your shivers
We let go of ourselves sometimes
[...]

piątek, 4 lutego 2011

Przeżyłam sesję. Wprawdzie nie bez szwanku, ale to teraz naprawdę nieistotne. Przez dziewięć najbliższych dni mam zamiar oddawać się rozkoszom doczesnego świata, czyli próżnować. To taaakie błogie uczucie.

"Jego uroda to skutek wymieszania się krwi japońskiej, hiszpańskiej i północnoafrykańskiej: ciemnoszare oczy, cera, która wygląda tak, jakby pod spodem były róże. Róże i pył. W niczym nie umniejsza to jego męskości, lecz raczej ją uwypukla, co sprawia, że kobiety wzdychają do niego równie często, jak mężczyźni. Max, jak ktoś kiedyś zauważył, rzeczywiście jest "ładnie zrobiony", jednak ma w sobie jeszcze jakąś ulotną, nienazwaną, niezwiązaną z fizycznością cechę, która ostatecznie stanowi o jego atrakcyjności."
 Whitney Otto, Kolekcja piękności 
- czyli moje najnowsze znalezisko w antykwariacie.

Mężczyzn podziwia się estetycznie. Jak antyczne, idealne posągi. Na ulicach jest ich pełno, szczególnie wiosną. Czasem uśmiechają się do nas nieśmiało, patrząc spod długich rzęs. Są jak ładne pudełka, ale zdarza się, że w środku jest sama ambrozja. Lubimy kosztować takich charakterów. Dlatego bądźmy wiecznie piękni i młodzi.