I nie zapomnę również momentu, gdy spełniając daną obietnicę dzwoniłam (szczęśliwie mi się udało, choć skacząc ściskałam z całych sił telefon) do mojej przyjaciółki z Katowic, żeby mogła wysłuchać "Think Of England". Wysłuchała! :)
W końcu niesiona lawiną tłumu dotarłam do drugiego rzędu, gdzie zostałam już do końca (gnieciona i szturchana, ale szczęśliwa) mogąc do woli napawać się widokiem Krzysia z odległości kilku metrów. Wcześniej, gdy rzucił się w tłum, dane mi było zmacać jego spocone ramię (!), więc jestem zaspokojona już w zupełności.
Setlista była przezacna i dowiedziałam się również, że piosenka "I Salute You Christopher" jest hołdem dla jakiegoś pisarza, którego nazwiska oczywiście nie zrozumiałam. Ujęło mnie to, bo myślałam już, że Chris sam sobie napisał hymn pochwalny. Ale nie. I zawsze tego typu wyrazy szacunku mnie cieszą, utwierdzając w przekonaniu, że artyści też wciąż cenią siebie nawzajem.
Ach, i nie przefarbował się na rudo! (na szczęście). Plakat promujący trasę wprowadza w błąd (pewnie miał być głęboką metaforą nawiązującą do ognia --> "Fire & Whispers").
Krzysiu, wracaj do nas prędko!<3 Tym razem nie wyjdę z koncertu z samymi tylko wspomnieniami!
POLAND SALUTE YOU CHRISTOPHER!
(napis na polskiej fladze, którą potem sobie zabrał)