Nie same rękopisy i wygląd wystawy zapamiętałam jednak najbardziej, ale muzykę, której mogłam słuchać. Muzykę Chopina oczywiście, w fenomenalnych wykonaniach (również Rafała Blechacza). I wiem, że mogłabym na miękkich pufach siedzieć godzinami, zatopiona w sonaty, nokturny, czy przepiękny koncert f-moll op. 21. To było, jak magia. Jak oderwanie od rzeczywistości i przeniesienie do krain, którym nawet nie potrafiłabym nazwać. Tyle emocji, jakie wywoływała i nadal wywołuje muzyka Chopina, nie jestem w stanie zliczyć i opisać. To trzeba poczuć samemu.
czwartek, 11 listopada 2010
To było niesamowite. Wczoraj wieczorem poszłam do Pałacu Kasińskich na wystawę "Wizytówka Chopina", prezentującą zbiór licznych rękopisów dzieł kompozytora, ale nie spodziewałam się zupełnie takiego charakteru tego przedsięwzięcia. Oto po przemknięciu korytarzem nagle znalazłam się we wnętrzu fortepianu. Nie dosłownie oczywiście, sala wystawowa po prostu została za pomocą czarnych szablonów stanowiących tło i zarazem tablice informacyjne na temat twórczości Chopina i z giętkiego, jasnego tworzywa, z którego stworzonych niejako serpentyn opadających na podłogę stworzenie takie właśnie wrażenie. Dopełniał go panujący wszędzie półmrok i ta nieokreślona atmosfera podniosłości, eteryczności, towarzysząca wszystkim zwiedzającym, zaopatrzonym w audioprzewodniki.
Nie same rękopisy i wygląd wystawy zapamiętałam jednak najbardziej, ale muzykę, której mogłam słuchać. Muzykę Chopina oczywiście, w fenomenalnych wykonaniach (również Rafała Blechacza). I wiem, że mogłabym na miękkich pufach siedzieć godzinami, zatopiona w sonaty, nokturny, czy przepiękny koncert f-moll op. 21. To było, jak magia. Jak oderwanie od rzeczywistości i przeniesienie do krain, którym nawet nie potrafiłabym nazwać. Tyle emocji, jakie wywoływała i nadal wywołuje muzyka Chopina, nie jestem w stanie zliczyć i opisać. To trzeba poczuć samemu.
Nie same rękopisy i wygląd wystawy zapamiętałam jednak najbardziej, ale muzykę, której mogłam słuchać. Muzykę Chopina oczywiście, w fenomenalnych wykonaniach (również Rafała Blechacza). I wiem, że mogłabym na miękkich pufach siedzieć godzinami, zatopiona w sonaty, nokturny, czy przepiękny koncert f-moll op. 21. To było, jak magia. Jak oderwanie od rzeczywistości i przeniesienie do krain, którym nawet nie potrafiłabym nazwać. Tyle emocji, jakie wywoływała i nadal wywołuje muzyka Chopina, nie jestem w stanie zliczyć i opisać. To trzeba poczuć samemu.