wtorek, 12 kwietnia 2011

Minęły już dwie godziny, odkąd opuściłam plac przed PKiN'em, ale nadal jestem roztrzęsiona, słuchając Archive. Wprawdzie to nie to samo, co na żywo, ale zawsze.
Sam koncert (z poznańską Orkiestrą Kameralną l`Autunno) przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Siedząc na dostawce w drugim rzędzie (!), chłonąc każdy dźwięk czułam się, jakbym była w raju, w jakimś niesamowitym świecie zmysłów. Da muzyka dotykała. Czuło się ją na skórze, pod skórą, w oddechu. Już pierwsze "Lights" sprawiło, że w moich oczach pojawiły się łzy wzruszenia. Co więc działo się dalej, nie trudno sobie wyobrazić.
Apogeum szczęścia osiągnęłam na bisach, gdy dostałam upragnione "AGAIN", a razem z nim cudowne "Controlling crowds". Stojąc już nieopodal sceny, razem z sobie podobnymi ludźmi, czułam to szczęście, przepływające między nami. "Again" to nie jest piosenka. To jest cząstka magii zawarta w dźwiękach.


A potem było już tylko niekończące się oczekiwanie, niedowierzanie ochronie i obsłudze, moknięcie, a potem stopniowo potęgująca się radość, gdy spotykaliśmy kolejnych członków zespołu. Dlatego teraz pozdrawiam moje przemoczone do reszty buty i bilet z autografami. I uroczego Pollarda, który się do mnie cieszył podpisując mi z dedykacją bilet,w japonkach moknąc przy autokarze na deszczu<3

Dla ciekawych - setlista (lepszej być nie mogło).