Sam koncert (z poznańską Orkiestrą Kameralną l`Autunno) przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Siedząc na dostawce w drugim rzędzie (!), chłonąc każdy dźwięk czułam się, jakbym była w raju, w jakimś niesamowitym świecie zmysłów. Da muzyka dotykała. Czuło się ją na skórze, pod skórą, w oddechu. Już pierwsze "Lights" sprawiło, że w moich oczach pojawiły się łzy wzruszenia. Co więc działo się dalej, nie trudno sobie wyobrazić.
Apogeum szczęścia osiągnęłam na bisach, gdy dostałam upragnione "AGAIN", a razem z nim cudowne "Controlling crowds". Stojąc już nieopodal sceny, razem z sobie podobnymi ludźmi, czułam to szczęście, przepływające między nami. "Again" to nie jest piosenka. To jest cząstka magii zawarta w dźwiękach.
A potem było już tylko niekończące się oczekiwanie, niedowierzanie ochronie i obsłudze, moknięcie, a potem stopniowo potęgująca się radość, gdy spotykaliśmy kolejnych członków zespołu. Dlatego teraz pozdrawiam moje przemoczone do reszty buty i bilet z autografami. I uroczego Pollarda, który się do mnie cieszył podpisując mi z dedykacją bilet,w japonkach moknąc przy autokarze na deszczu<3